Bourjois Rouge Edition Velvet // Frambourjoise & Nude-ist

niedziela, 28 czerwca 2015




Okazuje się, że ostatnio jestem trochę spóźniona, mimo, że tego nie lubię. Spóźniłam się z deka z wychwalaniem już tak szeroko znanych matowych pomadek Bourjois, bo jak się okazuje świat pędzi niczym Pendolino i na rynku pojawiła się już nowa wersja, bardziej bling bling, bo lśniąca jak klejnot Nilu w filmie, który TVP powtarza co roku. A ja lubię być trochę na opak, więc będzie na matowo.





Właściwie to się trochę wkopałam. Wkopałam się, bo tak naprawdę ciężko napisać jest coś o czymś, co każdy gdzieś już mniej więcej zaznajomiony w temacie urodowym zna. Ciężko, bo wszystko co dobre to już zostało przez kogoś napisane. No cóż, wielki ciężar na mych barkach drzemie, aczkolwiek zastanawiając się logicznie nie ma co lać wody w tym temacie choć wydaje mi się, że jeden złoty medal mogłabym z tego mieć. Albo trzy.
Kolorowe usta są moją ogromną miłością. Jak każda miłość ciągnie to za sobą jakieś poważne konsekwencje i w tym przypadku jest to nadmiar kosmetyków kolorowych do ust. Często zdarza się tak, że zaglądając do torebki w celu zrobienia koniecznego porządku w jej czeluściach natrafiam na 6-8 pomadek... Podejrzewam, że o połowie z nich nawet nie pamiętam, że je tam właśnie mam, ale nie o tych gwiazdach dzisiejszego posta. Od około roku te dwie pomadki goszczą na moich ustach non stop, no może oprócz momentu, w którym śpię, chociaż gdyby można było...
Rzeczywiście potwierdza się to, że są bardzo trwałe i napigmentowane, suną po ustach jak po maśle i ich kolory skradają najbardziej oporne serca. Pomimo matowej formuły, nie wysuszają ust na wiór co jest niesamowitym ich plusem. W matowych kolorach czuję się najlepiej. Raczej nie trafiają do mnie, żadne błyszczące wykończenia i jedyne, które toleruję to te na parkiecie lub świeżo umytych oknach.
Także jak sami widzicie, Bourjois robi dobrą robotę!







Na chwilę obecną posiadam dwa odcienie, a mianowicie 02.Frambourjoise i 09.Nude-ist.
07. Nude-ist jest piękniejszym kolorem naszych naturalnych warg i rzeczywiście sprawdza się znakomicie przy każdym makijażu i co ciekawsze wiele kobiet świetnie się w nim prezentuje.
Chłodny, brudny róż jak z letniego ogródka u babci. Zwykle wybieram go, w momencie, w którym nie mam pomysłu na to co nałożyć na usta i wtedy, gdy nie chcę się zbyt wyróżniać kolorem. Zawsze daje radę i jeszcze chyba nigdy się na tym kolorze nie zawiodłam.

02. Frambourjoise to dopiero petarda! Kolor w którym od razu się zakochałam i wpadłam po uszy. Trochę czerwony, trochę różowy, dosyć nieoczywisty, ale jakże piękny. Przypomina mi słodkie maliny, a kojarzy się z elegancją i radością, bo często ta pomadka stawała się kolorem naszych różnych, babskich imprez i co trzeba przyznać nawet najbardziej szalone przetrwała.
Dodatkowym atutem jest fakt, że oba odcienie optycznie wybielają zęby, co zawsze jest ogromnym plusem, bo jak wiadomo to właśnie uśmiech tworzy najpiękniejszy makijaż :)






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proudly designed by | mlekoshiPlayground |