Ulubione pędzle do makijażu

czwartek, 9 kwietnia 2015





Nikt nie mówił, że będzie lekko. To tak samo jak nikt nie mówił, że ulubionych pędzli mam tylko tyle ile na załączonym obrazku :) Jednakże, ten post będzie o tych pędzlach, bez których naprawdę byłoby mi ciężko żyć.








Powyższy zestaw to tak naprawdę pędzle, których używam najczęściej do wykonania swojego dziennego makijażu, bez zbędnych wymysłów. Zwykle rano liczy się dla mnie bardziej 5 minut dłużej w łóżku, niż 5 minut dłużej przy super przydymionym oku w kolorach tęczy - chociaż nie przeczę, zdarzają się wyjątki (szczególnie po przeglądaniu profilów na Instagram) i zestaw się rozrasta o kilka dodatkowych sztuk. No cóż ale chyba wniosek z tego jeden, że lubię sobie pospać...

HAKURO H51 - pędzel przeznaczony do nakładania podkładu i do tego celu służył mi z powodzeniem przez bardzo długi czas. Trudno mi było go odesłać na emeryturę (wyczuwam jakiś sentyment?) po kilku latach wiernej służby i zaczęłam używać go do nakładania pudru do wykończenia makijażu. W tym celu spisuje się równie dobrze, a pociągnie jeszcze do swojej emerytury długi czas - w końcu to nasz rodak, więc musi.


HAKURO H24 - z tym to dopiero była droga przez męki... to pewnie teraz zapytacie co on tu robi? Kupowałam go po przeczytaniu pozytywnych komentarzy w Internecie i zadowolona wielce z przesyłki usiadłam przed lustrem niczym Picasso do płótna z zamiarem wypróbowania nowego "must have" wśród pędzli. Jakież było moje zdziwienie, gdy zamiast pięknych, wypukłych policzków (których nota bene bez modelowania u mnie nie istnieją) zrobiłam sobie na twarzy plamy.. Pierwsza myśl w tej chwili nie była zbyt pozytywna dla tego biedaka, ale z każdym dniem wychodziło coraz lepiej. Przyzwyczajona do pędzli mniej zbitych ten był dla mnie zupełnym przeciwieństwem, ale wyszło mi to tylko na dobre, bo jak wiadomo trening czyni mistrza i myślę, że dodatkowe minuty poświęcone na praktykę nie poszły w las.


LANCRONE - ten pędzel pochodzi z mojego pierwszego zestawu pędzli, który dostałam na swoje urodziny od brata - wiązało się z tym pewne wyzwanie ale mimo trudów było warto :) Mimo tylu lat użytkowania i firmy nie z najwyższej półki trzyma kształt i nie pogubił włosia. Nie bardzo wiem jakie było jego przeznaczenie według producenta ale ja wykorzystuję go do nakładania rozświetlacza na kości policzkowe. Szybko, sprawnie, bez problemu.


GLAMSPONGE - Kajam się w kącie klęcząc na grochu przepraszając za to, że odkryłam nakładanie podkładu gąbką tak późno. Nie wiem gdzie ja byłam i co sobie myślałam, że tyle się wzbraniałam przed tym wynalazkiem. Mówiłam: "mam pędzle, nie potrzebuję", myślałam: "to tylko gąbka"- nieprawda Moi Drodzy, bo zwykłą gąbką to nie jest. Nałożony podkład wilgotną GlamSponge daje niesamowity, jedwabisty efekt na skórze. Trochę podobny do efektu makijażu airbrush - niezwykle naturalny. Nie ma mowy o odstających skórkach, nie ma mowy o smugach... Cudo.


ZOEVA 142/CONCEALER BUFFER -  Dwa, trzy pociągnięcia tym pędzlem z odrobiną korektora i moje cienie pod oczami znikają i zapominają o najbardziej zwariowanej imprezie na cały dzień - jedyny jego minus to fakt, że nie działa tak też na kaca po tejże imprezie. Uwielbiam pędzle, które są nie tylko dobre i praktyczne, ale również pięknie i starannie wykonane. Seria Zoeva Rose Golden zdecydowanie do takich należy i mimo, że zawsze uważałam że różowe złoto jest lekko kiczowate tak tutaj te moje wcześniejsze poglądy zupełnie zmieniły wydźwięk.


ZOEVA 227/SOFT DEFINER - Podobno robiony na wzór kultowego pędzla MAC 217. Podobno - bo ja za wiele nie mogę na ten temat stwierdzić, gdyż 217 nie posiadam. Ale posiadam 227 i szczęścia mi on daje co nie miara. Kiedyś słyszałam stwierdzenie, że są pędzle, które "same malują" i w tym wypadku mogłabym powiedzieć o tym dokładnie to samo. Nie wiem jak to się dzieje, ale wystarczy kilka ruchów na powiece i cienie rozcierają się błyskawicznie pozostawiając piękne stopniowe przejścia. Często rano używam w pośpiechu jednego cienia na powiece ruchomej i używam tylko tego pędzla, a makijaż wygląda jakby był zrobiony z wykorzystaniem nie jednego a co najmniej dwóch lub trzech (przykład TU). Normalnie David Copperfield i magia w czystej postaci.


ZOEVA 322/BROW LINE - Śmiało mogę powiedzieć, że najlepszy pędzel do brwi jaki kiedykolwiek miałam. Na początku ciężko było mi się przyzwyczaić do grubego trzonka, ale była to kwestia tylko kilku dni. Absolutnie się nie odkształca , żadne włoski z niego nie wypadły ale wydaje mi się, że Zoeva ma już taki standard i nie ma się co za wiele dziwić tylko cieszyć z dobrze wydanych pieniędzy. Na tę chwilę nie czuję potrzeby by szukać czegoś innego.


HAKURO H76 -  Mały ale wariat. Niepozorna wielkość i kształt kryją w sobie demona cieniowania dolnej powieki - kolejny pędzel, który sam maluje. Jest bardzo miękki i nawet przy dłuższej pracy nie odczuwam kłucia na skórze. Często wykorzystuję go również do pogłębienia koloru w załamaniu powieki lub do zaznaczenia kącików oka.


ZOEVA 317/WING LINER & ZOEVA 317/FINE LINER - Dla mnie to idealny duet pięknej kreski na powiekach. Nigdy wcześniej nie używałam zgiętych pędzelków do kresek tylko tych zupełnie prostych jak Maestro 790 i nie wiedziałam jakie to ułatwienie, bo kreski maluje mi się o wiele szybciej i bardziej precyzyjnie. Pędzelki są elastyczne w odpowiednim stopniu, gdyż przerabiałam również takie które dla mnie były zbyt elastyczne i ciężko mi było je poskromić. Przez wypróbowanie pędzli Zoeva do oczu, przekonałam się o ich ogromnej jakości na tyle, że nabrałam ochoty na kolejne - tym razem do twarzy i możliwe, że ta lista kiedyś zostanie zaktualizowana o nowe modele.


Czy są pędzle bez których nie wyobrażacie sobie swojego makijażu? Chętnie poznam Wasze typy!







1 komentarz:

  1. Czaję się na ten pędzel do brwi Zoeva :) A pędzla hakuro H24 nienawidzę - idealny do zrobienia plamy na policzku :)

    OdpowiedzUsuń

Proudly designed by | mlekoshiPlayground |